Archiwum kategorii: Chodzenie po górach

Szczeliniec Wielki

W styczniu udało nam się wygospodarować kilka dni i po raz kolejny odwiedzić Kotlinę Kłodzką. Szukaliśmy ciekawego miejsca na dłuższy zimowy spacer i w ten sposób nasz wybór padł na Szczeliniec Wielki – najwyższy szczyt Gór Stołowych (919 m n.p.m.), na który prowadzi niezwykle malownicza trasa turystyczna.

Już jadąc samochodem na trasie Polanica-Zdrój – Karłów natknęliśmy się na tak piękne zimowe widoki, że wysiedliśmy, żeby zrobić kilka zdjęć.

Schronisko na Szczelińcu to podobno jedno z jedynie dwóch obiektów w Polsce, do którego w żaden sposób nie można dojechać samochodem. Pieszo na szczyt można dostać się w sposób dwojaki (więcej szczegółów na stronie schroniska). My wybraliśmy bardziej popularną trasę, czyli tę, która zaczyna się w Karłowie i wiedzie na szczyt schodami. Samochód zostawiliśmy na parkingu w Karłowie i ruszyliśmy na spacer.

Przy wejściu na trasę widniał duży plakat z informacją, że trasa turystyczna jest aktualnie zamknięta i wejście odbywa się na własną odpowiedzialność. Być może jest to stała praktyka w okresie zimowym. Rok temu widzieliśmy ten sam plakat i zrezygnowaliśmy z próby wejścia na szczyt. W tym roku nie daliśmy się zniechęcić, idąc za przykładem sporej liczby osób (nawet z małymi dziećmi), które zostawiły auta na parkingu i ruszyły w trasę. Wejście na szczyt odbywa się inną drogą niż zejście, co dobrze widać na zdjęciu poniżej.

Droga na górę składa się po prostu z kamiennych stopni, jest wyporęczowana i nie da się tam zgubić. Sporadycznie prowadzi przez wąskie korytarze skalne. Trasy nie są odśnieżane, więc trzeba iść ostrożnie, względnie zrezygnować z wchodzenia na szczyt w przypadku dużych opadów śniegu. Nam droga pod górę nie nastręczyła większych trudności, chociaż niezastąpione okazały się wygodne buty zimowe z bieżnikiem i grube rękawiczki (inaczej trudno byłoby trzymać się poręczy). W ciągu około 40 minut znaleźliśmy się na szczycie.

Na górze znajduje się punkt widokowy, z którego rozciąga się panorama na okolicę oraz schronisko (czynne pomimo teoretycznie zamkniętej trasy), w którym można ogrzać się przy kominku i ciepłej herbacie, coś zjeść, a nawet spędzić noc.

Po odpoczynku w schronisku ruszyliśmy na dół, oczywiście inną trasą niż ta, którą weszliśmy na szczyt. I tu niespodzianka: droga na dół jest dwa razy dłuższa i dwa razy trudniejsza. Jest bardzo ciekawa (tutaj znajduje się większość skalnych przesmyków) i na pewno warto ją wybrać wiosną, latem czy jesienią. Zimą mierzmy siły na zamiary. Widzieliśmy wiele osób, które wracały na dół „pod prąd”, czyli tak, jak my dostaliśmy się na szczyt, i to naprawdę nie był taki zły pomysł. Inaczej może się okazać, że część drogi pokonacie na własnym siedzeniu. Nie mamy zdjęć z tej części trasy, gdyż zajęci byliśmy utrzymywaniem się przy życiu ;) Dodatkowo górna część trasy prowadzącej na dół jest dość słabo oznaczona i zarówno nam, jak i innym osobom udało się w pewnym momenie zgubić.

Jako że dotarliśmy do samochodu cali i zdrowi, potraktowaliśmy te drobne niedogodności jako zimową przygodę. Całą wycieczkę wspominamy pozytywnie i zachęcamy do odwiedzenia Szczelińca. Pamiętajcie jednak, żeby zimą realnie ocenić sytuację, zwłaszcza, jeśli planujecie spacer z dziećmi.

Skalne Grzyby

Skalne Grzyby to skupisko skał pomiędzy Batorowem a Karłowem. Można tam dotrzeć na trzy sposoby: żółtym szlakiem z Batorowa (około 30 minut), niebieskim szlakiem z Wambierzyc (około 70 minut) albo czerwonym szlakiem z parkingu przy Drodze Stu Zakrętów (też około 70 minut). My wybraliśmy pierwszą opcję i zaczęliśmy wędrówkę na parkingu w Batorowie, do którego w około 10 minut dojechaliśmy z Polanicy-Zdroju.

Skalne Grzyby rozrzucone są na przestrzeni około 2,5 km przy różnych szlakach turystycznych. Szlaki są dobrze oznaczone. Dla nas ogromną pomocą okazała się mapka zamieszczona poniżej (pochodzi stąd, my zapisaliśmy ją sobie na komórce). Jak widać po układzie poziomic, zdecydowanie najłagodniejszy jest szlak żółty, za to szlaki niebieski i zielony niepozbawione są stromych podejść. Nasz trasa zaczynała się w lewym dolnym rogu mapki (przy skale o nazwie Żaba). Pokonaliśmy całą trasę żółtym szlakiem, a w drodze powrotnej przeszliśmy też trochę szlakiem czerwonym, niebieskim i zielonym, by wrócić z powrotem na szlak żółty (na drugiej mapce zaznaczyliśmy czarną linią trasę naszego spaceru).

Skały opatrzone są nazwami, jak na przykład Głowa Psa, Pielgrzym czy Skalne Wrota – części z tych nazw można się dopatrzeć na załączonej mapce. Szkoda trochę, że skały podpisane są jedynie na mapkach, w terenie trzeba trochę zgadywać, próbując analizować kształty form skalnych. Trzeba też uważnie się rozglądać, bo niektóre skały schowane są za drzewami, trochę dalej od szlaku. Na ostatnim zdjęciu widać również ciekawy potok, który przecina żółty szlak niedaleko parkingu w Batorowie, a swoją czerwoną barwę zawdzięcza temu, że przepływa przez torfowiska (wiemy, bo przeczytaliśmy na Wikipedii).

Cały spacer zajął nam trzy i pół godziny (ale szliśmy tempem spacerowym, zatrzymując się na zdjęcia czy coś do zjedzenia). Trasa jest bardzo przyjemna, położona w lesie, można także dobrać poziom trudności szlaku do własnych możliwości. Polecamy!

Kiedy wracaliśmy, wiele osób korzystało z przygotowanych na parkingu w Batorowie miejsc na ognisko, korzystając z wolnego dnia i ładnej pogody. Planujemy tam jeszcze wrócić, tym razem biorąc własne kiełbaski!

Ogród Bajek, Międzygórze

Podczas wczorajszego pobytu w Międzygórzu wybraliśmy się na spacer do Ogrodu Bajek. Jest to ciekawe miejsce, znajdujące się na drodze na Igliczną. Można więc wejść tam w drodze na szczyt, albo urządzić sobie krótszy spacer, kończący się właśnie w Ogrodzie Bajek.

Według informacji na stronie PTTK (link tutaj), do Ogrodu Bajek można dotrzeć aż na 6 różnych sposobów:
 – z centrum Międzygórza żółtym szlakiem przez Polanę Śnieżną (30 min)
 – z centrum Międzygórza ul. Sanatoryjną, następnie drogą za pensjonatem „Sarenka”, dochodzimy do szlaku czerwonego biegnącego od wodospadu Wilczki, dalej do szlaku dojściowego czerwonego i dalej dojściowym szlakiem czerwonym (40 min)
 – z przystanku PKS ul. Śnieżna lub z parkingu naprzeciw Ośrodka Wypoczynkowego „Gigant” Szlakiem Czerwonego Krasnala (30 min)
 – z przystanku PKS ul. Śnieżna lub z parkingu naprzeciw Ośrodka Wypoczynkowego „Gigant” Szlakiem Żółtego Krasnala (40 min)
 – od parkingu przy Domu „Nad Wodospadem” szlakiem strzałkowym OGRÓD BAJEK (30 min)
 – dojechać drogą do Marianówki i dalej do skrzyżowania pod Igliczną i dalej pieszo szlakiem żółtym w kierunku Międzygórza (20 min)

My zostawiliśmy samochód na parkingu naprzeciwko „Giganta” i mieliśmy tam do wyboru dwie trasy: Szlak Czerwonego i Żółtego Krasnala. Drogi rozdzielały sie już na samym początku. Czerwony Krasnal piął się stromo do góry, podczas gdy podejście Żółtego Krasnala sprawiało wrażenie łagodniejszego (zdjęcie nr 1). Ze względu na śnieg i mróz wybraliśmy łatwiejsze podejście, czyli Szlak Żółtego Krasnala. Jest to szlak polecany osobom z wózkami i na rowerach, tak więc osiągalny dla wszystkich. Żółty Krasnal towarzyszył nam przez całą drogę jako oznaczenie szlaku. W połowie drogi szlak połączył się z czerwonym szlakiem (zdjęcie nr 2), tym biegnącym od wodospadu i tak już zostało do samego Ogrodu.

 

Przed zwiedzaniem kupuje się bilet, w cenie 6 (normalny) lub 4 zł (ulgowy). W środku za to czekają na nas drewniane domki i znane z bajek postacie – Jaś i Małgosia, Pszczółka Maja, Mała Mi, Bolek i Lolek, Krecik, Koziołek Matołek, Shrek i Fiona, Różowa Pantera, Królewna Śnieżka, Kubuś Puchatek i wiele innych. Niektóre pozostały przez nas nierozpoznane (na przykład odziana w róż blond piękność, widoczna na trzecim zdjęciu :)), niektóre potraktowane trochę z przymrużeniem oka, niektórym brakuje kończyny bądź dwóch. Dookoła jest również sporo drewnianych tabliczek z humorystycznymi napisami.

 

Figurki oczywiście nie każdemu muszą przypaść do gustu, są również dość zniszczone. Niemniej przyjemnie przystanąć na chwilę w towarzystwie drzew i ulubionych bohaterów z bajek, i nie mówimy tu tylko o dzieciach. Dodatkowo do Ogrodu nie można dojechać samochodem, więc wizyta tam może być fajną motywacją do spaceru po Masywie Snieżnika.

Nasza ocena: 3/5.

Ogród Bajek otwarty jest od maja do września od 10 do 18, a od października do kwietnia od 10 do 16. Zamknięty jest tylko w jeden dzień w roku – 1 listopada.

Zdobywanie Ślęży

Postanowiliśmy dodać na stronie nową kategorię: obok Restauracji i Atrakcji pojawiło się także Chodzenie po górach. Nie jesteśmy zapalonymi piechurami, ale od czasu do czasu udaje nam się odbyć jakiś dłuższy spacer po górach i postanowiliśmy podzielić się opracowanymi przez nas trasami.

Wczoraj wybraliśmy się na Ślężę. Ślęża nie znajduje się już w Kotlinie Kłodzkiej, ale na Przedgórzu Sudeckim, na które łatwo można dotrzeć samochodem (około półtorej godziny jazdy z Polanicy-Zdroju). My zaczęliśmy naszą trasę od Domu Turysty PTTK pod Wieżycą (Sobótka, ul. Armii Krajowej 13, www.podwiezyca.com.pl). W dni powszednie można zostawić samochód pod samym schroniskiem, w dni wolne od pracy obowiązuje natomiast zakaz wjazdu w bezpośrednią okolicę schroniska i musimy przebyć ostatnie kilkaset metrów pieszo.

Według naszej wiedzy spod Domu Turysty odchodziły dwie trasy na szczyt. Jedna z nich to żółty szlak turystyczny, który jednak w pierwszym etapie jest dość męczący, ponieważ podchodzi pionowo pod Wieżycę – inny szczyt w Masywie Ślęży. Wiedzieliśmy też o istnieniu czerwonego szlaku, który miał być nieco dłuższy, ale mniej męczący. Postanowiliśmy wybrać drugą opcję.

Od schroniska odchodził żółty oraz czarny szlak turystyczny. Odchodził też czerwony szlak archeologiczny (trochę inne oznaczenia) i uznaliśmy, że to ten, o który nam chodziło. Niestety, był dość słabo oznaczony (słabiej niż szlaki turystyczne) i kilka razy kluczyliśmy, nie wiedząc, które odgałęzienie drogi wybrać. Ostatecznie – zupełnie niespodziewanie – dotarliśmy do szlaku niebieskiego i tym szlakiem weszliśmy na sam szczyt. Na załączonej mapce (zdjęcie zrobione na Szczycie Ślęży) widać, że czerwony szlak turystyczny (a nie archeologiczny), którym chcieliśmy wejść na górę, odchodzi z innego miejsca i nie byliśmy w stanie go znaleźć, parkując w pobliżu Domu Turysty pod Wieżycą.

 

Szlak niebieski z początku wydawał się łagodny, szybko jednak zmienił się w pionowe podejście pod Ślężę i tak pozostało już do samego końca. Z niebieskiego oznaczenia zupełnie nie wynika, jak wymagająca jest to trasa, przynajmniej dla osób nieprzyzwyczajonych do takich wyzwań. W końcu jednak udało nam się dotrzeć na szczyt. Cała trasa to 4,75 kilometra i około godziny czterdziestu minut (zrzut ekranu ze śledzenia trasy pokazuje trochę więcej czasu, gdyż po dotarciu do schroniska na szczycie byliśmy tak zaaferowani, że zapomnieliśmy zatrzymać śledzenia). Szliśmy bez pośpiechu, z przerwami na odpoczynek, picie, jedzenie czy zrobienie zdjęć.

 

Na szczycie znajduje się schronisko (www.domturysty.net), w środku którego mieści się bar i pokoje noclegowe – niestety baza noclegowa jest aktualnie nieczynna do odwołania. W barze nie ma dużego wyboru, ale jest kilka potraw przygotowywanych na miejscu i spośród nich wybraliśmy zupę pomidorową i fasolkę po bretońsku. Toaleta niestety znajduje się poza budynkiem schroniska i jest typowym wychodkiem bez umywalki. Nas skutecznie zniechęciła od skorzystania.

Na szczycie znajduje się również prehistoryczna rzeźba niedźwiedzia i ciekawy kościółek (www.sleza.info/kosciol). Niestety, podczas naszego podejścia pogoda nie dopisywała i cały szczyt pokryty był mgłą. Nie udało nam się też obejrzeć kościoła, który był w tym czasie zamknięty (prawdopodobnie ze względu na wykonywane w nim prace).

 

W drodze powrotnej wybraliśmy szlak żółty (dalej nęcił nas czerwony, który w pierwszym etapie trasy w dół pokrywał się z żółtym, a potem prowadził łagodniejszą trasą dookoła Wieżycy, ale nie prowadził do miejsca, w którym zostawiliśmy samochód). Pierwsza, wspólna część trasy była łagodna i prowadziła między innymi koło prehistorycznych rzeźb: postaci z rybą i – kolejnego już – niedźwiedzia. Według legendy dziewczyna z wioski znalazła małego niedźwiadka i codziennie karmiła go rybą. Niestety, niedźwiedź podrósł i pewnego dnia odgryzł głowę swojej żywicielce, co postanowiono uwiecznić na rzeźbie.

Druga część trasy, prowadząca przez szczyt Wieżycy, była rzeczywiście stroma (na szczęście szliśmy w dół, a nie pod górę). Wydaje nam się jednak, że stromy fragment był sporo krótszy od tego na szlaku niebieskim. Na szczycie Wieżycy znajduje się ciekawa wieża widokowa (strona na wikipedii), niestety podczas naszego podejścia nie można było na nią wejść.

Droga powrotna w naszym wykonaniu to 4,03 kilometra i godzina dwadzieścia sześć minut.

 

Nie będziemy tym razem wystawiać własnej oceny, ponieważ byłaby ona bardzo subiektywna – wszystko zależy od tego, na ile lubimy chodzić po górach. Jeśli ktoś ma słabą kondycję, polecalibyśmy jednak poszukać tego „nieuchwytnego” czerwonego szlaku turystycznego, który podobno odchodzi z przystanku PKS w Sobótce, obok Sanktuarium Św. Anny (informacja stąd). Trasa jest bardzo ciekawa, a jej duża część prowadzi przez gęsty las. Na minus działają niestety zamknięte obiekty. Dość mylące jest również oznaczenie szlaków – szlak niebieski jest bardzo stromą trasą pod górę, a czarny łagodnym obejściem dookoła Ślęży.

Edit: Zwrócono nam uwagę, że dojście do czerwonego szlaku ze schroniska pod Wieżycą jest jednak możliwe (i całkiem proste), co wynika z mapki, którą umieściliśmy na początku postu. Wystarczy przejść fragment czarnym szlakiem (byle w dobrą stronę), który przetnie się ze szlakiem czerwonym. Może spróbujemy następnym razem :)